– Co? ulicę, chyba nawet nie doszła do drzwi. I za to powinien być wdzięczny. rytm fal. Niczego nie widział, odpowiadały mu jedynie głosy na górze, słyszał tupot stóp na Hayes usiadł w fotelu naprzeciwko telewizora, niedaleko kontuaru, który oddzielał – Ale dlaczego? – Hayes zastanawiał się na głos. – Najwyższy czas – mruknął pod nosem. podszedł do wielkiego okna i wyjrzał na zewnątrz. Na parkingu stało tylko kilka Na obolałej nodze pokusztykał do najbliższych drzwi i znalazł się w recepcji zjazdu, przy – Hej! Co ty sobie... – Słowa zamarły jej na ustach, gdy zobaczyła pas w jego dłoniach. – Gdy oderwał się od słupa i ruszył do brzegu, poczuł upiorny dotyk ryby. - A Amanda cała ze stali? - spojrzał na zegarek i skrzywił się. - Muszę koniecznie wrócić do banku. Mam spotkanie z klientem. - W porządku. Poradzę sobie. Nie był przekonany. - Może pojedziesz na kilka dni do mamy? Policja tymczasem zorientuje się, co jest grane, a te sępy - wskazał kciukiem w stronę frontowych okien - znajdą sobie inne ścierwo do rozszarpania. - Ładnie powiedziane - mruknęła. Przez firanki zobaczyła, że dziennikarka w fioletowej bluzce idzie do furgonetki. Kamerzysta pakował sprzęt do futerałów. - Nie daj się zwieść. Jak ci wyjadą, przyjadą nowi, i to jeszcze więcej. - Nic mi nie będzie. - Na pewno? - Pytanie odbiło się echem po całym domu. Nie powiedział, co naprawdę o tym sądzi. Bo naprawdę, tak jak cała rodzina, uważał, że Caitlyn nigdy nie będzie zupełnie normalna, że zawsze będzie ją prześladować przeszłość. Ta tragedia też zostanie z nią już na zawsze. Caitlyn widziała wiele razy, jak siostry i Troy wymieniają znaczące spojrzenia, a potem pośpiesznie odwracają wzrok, by ich nie przyłapała. - Caitlyn? - Tak? - Jesteś pewna, że możesz tu zostać? - Mam Oskara. Jest świetnym towarzyszem i ochroniarzem i mogę mu płacić psim żarciem - powiedziała swobodnie, ale zobaczyła troskę w oczach brata. Westchnęła i dodała poważniej: - Troy, naprawdę nie musisz się martwić. - Tak, jasne. - Wierz mi. - Wysunęła szczękę i wyprostowała się, żeby wyglądać na silną. Troy uniósł sceptycznie brwi i sięgnął po marynarkę. - O ciebie nie można się nie martwić. - Spróbuj, dobrze? Zdobył się na cień uśmiechu. - Wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. - I wpasujesz mnie gdzieś w swój napięty terminarz - odgryzła się. - Aj! - Prawda rani? - Przyjechałem tu, może nie? - Tak, przyjechałeś - przyznała ze słabym uśmiechem. - Doceniam to. Naprawdę. - Obiecaj mi jedno. - Wpatrywał się w nią z uwagą, wkładając marynarkę i wygładzając ją na ramionach. - Mmm? - Jeśli znów przyjedzie policja, nie rozmawiaj z nimi. Nie mów nic bez adwokata. Dobry nastrój prysł. Uczucie osaczenia znów ją dopadło. Czuła, że się dusi. Nie powinna była ufać Troyowi. Popełniła błąd. - Myślisz, że go zabiłam, tak? - wyszeptała z niedowierzaniem. - Myślisz, że zabiłam swojego męża. - Skuliła się w sobie. A ty, Caitlyn, co myślisz? - Nie ma znaczenia, co ja myślę, Caitlyn, ale wyjaśnijmy to sobie - myślę, że nie. Nie sądzę, żebyś była zdolna do morderstwa. Masz problemy - do diabła, wszyscy je mamy - ale nie sądzę, że mogłabyś zamordować z zimną krwią. duma mocno dzisiaj ucierpiała. Dostrzegła w szybie swoje odbicie, rozmyte, blade. Będzie matką! Jej mąż musi się o tym
– Więc to wszystko to pogoń za duchem? – Bledsoe pokręcił głową. Wszystko będzie dobrze. Ani tobie, ani dziecku nic się nie stało. Odebrała tę wiadomość, jednym z nielicznych sprzymierzeńców Ricka w wydziale. Ale Bentza nie było w mieście tak
Chciał powiedzieć „nie”, ale wtedy Hope odwróciłaby się na pięcie i wyszła. Pogardzał sobą, nie był jednak w stanie znaleźć dość siły, by przerwać żenującą scenę. naga. - Mogę odprowadzić cię do sypialni? turkotem.
Jej twarz, przed chwilą tak rozemocjonowana, teraz nie wyrażała niczego. Nie podobało mu się, że kobieta, która przed nim stała, w niczym nie przypominała tej, którą niedawno trzymał w ramionach. Cóż, Glorio, jesteś taka, jaką chciała cię mieć matka. - Będę ci winien przysługę, jeśli zatańczysz z panną Gallant.
mówisz, huczy mi w głowie i rozdziera serce na strzępy. Dopijam martini, rozkoszuję się ostatnią kropelką. Do dna! Odstawiam kieliszek i biorę internetowych, znalazł kogoś, kto pasował do profilu sprawcy – Donovana Caldwella, – Jeszcze nie. – Bentz otworzył drzwi. – Ale dzień się jeszcze nie skończył. Wielki kucharz zniknął we wnętrzu. Drobny kelner ruszył tuż za nim. – Wisisz mi piwo... Nie, chwileczkę, dług rośnie. Doszło już do połowy skrzynki. przesłał Montoya.